Co nieco o turnusie rehabilitacyjnym

I już po. Co dobre szybko się kończy jak zwykle. Kto nas obserwuje na instagramie czy Facebooku wie, że było fajnie. A kto niedawno dołączył myślę że zdjęcia oddadzą część wrażeń jakie mieliśmy na miejscu. Dużo różnych zajęć, wszystkie po pół godziny, większość indywidualnych więc Marcin był zadowolony i w sumie byłam w szoku że nie jest  przeciążony bo sporo tego ale grafik ułożony z głową. Niestety  praca w grupie to dalej dla niego męka. Fajni specjaliści  – czyli tacy którym się chce pracować (przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie). Dostaliśmy sporo wskazówek co dalej zarówno od nich jak i rodziców innych dzieci. Wiecie taka jest prawda – w cuda nie wierzę, nie liczyłam że wciągu tych dwóch tygodni będzie inaczej i bęc rozgada się, ozdrowieje czy coś w tym stylu. Owszem przełamał kilka lęków i strasznie mnie to cieszy! – między innymi zanurza się bez problemu w wodzie. Mamy nadwrażliwość w okolicach głowy i nienawidził gdy była mokra też twarz czy uszy – czasem wręcz był pisk i sceny jak z horroru na basenie. Wygląda na to że dzięki zajęciom w wodzie udało mu się nie wiem czy przełamać, czy po prostu zaakceptować ale mamy to 🙂 Konie – wpisałam w kartę, ale byłam nastawiona dość sceptycznie bo raz próbowaliśmy na miejscu  i średnio mu się to podobało. Ale inni ludzie, inne warunki chciałam dać temu szanse  i taadaam- też sukces wprawdzie dość krótko bo  maks 20 minut bo później to raczej nudy dla niego, ale zawsze to krok na przód. Poprawił się w swerze kontaktów z dziećmi – nawet próbował bawić się w berka! Widzę, że się zdecydowanie otworzył, nabrał ufności. Zrobił się bardziej uczuciowy, częściej się przytula ale działa to w dwie strony – częściej też wyładowuje się na mnie, ale pracujemy nad tym. Dla nas to ogromne kroki w przód nawet jeżeli wam się zdaje że to niewiele to my jesteśmy mega dumni i zadowoleni. Dostałam wiele wskazówek od każdego z terapeutów na koniec – co według nich robić dalej co mogło by pomoc nawet kilka e-maili z propozycjami literatury i z możliwością kontaktu w razie pytań. Myślę że mnóstwo wszyscy wynieśliśmy z tego obozu – wiedzę, nowe doświadczenie trochę nadziei na lepsze jutro, a są to rzeczy bezcenne. Ja poza tym że nie prałam i nie gotowałam i nie sprzątałam tego całego bałaganu – sensoplastyka czy inne terapie – pięknie jest patrzeć jak robią ten bałagan wiedząc że to nie ja będę sprzątać!!:) Pierwszy raz od czasu diagnozy było mi dane znaleźć się wśród ludzi – nie rodziny a w sumie obcych którzy byli w stanie okazać tyle ciepła i zrozumienia. Staram się nie szczególnie liczyć z opinią tłumu czy pojedynczych upierdliwych jednostek, ale tam odczułam że nie muszę się niczym przejmować. Zupełny luz, pełna akceptacja, pełne wsparcie. W sumie co by Marcin  nie odpalił nie było dla nikogo dziwne, nikt się nie wzdrygał  czy nie zadawał 100 pytań do. Ewentualnie pytanie czy nie pomoc i to wszystko. Nikt nas nie oceniał. Piękne to było… Kalina też sporo korzystała szczególnie przy zajęciach grupowych, mówi dużo więcej (pyskuje też zawodowo). Dla niej to były przede wszystkim wakacje – ona nie miała docelowo terapii bo jej nie potrzebuje ale samo przebywanie z taka grupa dzieci w rożnym wieku myślę że dały jej dodatkową hmm… stymulacje do rozwoju? Wiecie laik, mam nadzieje że wiecie o czym mowie i żaden fachowiec mnie tu zaraz nie zjedzie 😛 Na pewno będziemy chcieli jechać za rok nie wiem czy w to samo miejsce czy inne, będziemy zbierać opinie innych rodziców. W  każdym razie uważam że takie turnusy to świetna sprawa nawet ze względu na możliwość wymieniania się doświadczeniami czy poglądami z innymi rodzicami którzy są często w podobnym położeniu co my albo i krok dalej. Tym obozem  byliśmy zachwyceni bo to nas pierwszy raz i ochów i achów nie było końca, ale wielu rodziców którzy byli enty raz niestety narzekało że jest coraz gorzej, coraz mniej zajęć coraz gorszy stan techniczny itp… Ja byłam pod wrażeniem – wow czyli było jeszcze lepiej??? Chciałam odczekać napisać post na chłodno bez emocji, ale w sumie nie wiele się zmieniło. Każdy z nas wyjechał bogatszy w „coś” i o to chodziło. Marcin do tej pory chodzi ze zdjęciem i wspomina i wylicza zdarza mu się też wyrwać jedziemy na obóz. Widzę że mu się podobało. Powiem szczerze że nie wierzyłam że pojedziemy, pomysł zaświtał mi w styczniu, ale kwota trochę zwaliła z nóg,  co dzień mamy kupę rehabilitacji i terapii prywatnych z których nie chciałam rezygnować na rzecz 2 tygodni.. I cały czas się wzruszam przypominając sobie wasze licytacje na bazarku, wasze komentarze i to jak się to kręciło, jak ten bazarek żył. Widziałam że mam przyjaciół, ale nie sądziłam że aż tylu i że tyłu jest chętnym bezinteresownie pomoc. Są ludzie którzy nie wierzą w altruizm ja też nie wiem czy wierzę ale mam wiarę w to że piłeczka się odbije i dobro do was wróci ❤️jesteście wielcy, dziękujemy wam za wszystko ❤
 
 
A w razie pytań proponuje w komentarze – postaram się nie obijać tym razem i odpowiadać wyczerpująco  ewentualnie wszystkie inne drogi kontaktu dozwolone, Wy tam już wiecie jak mnie znaleźć. Pozdrawiamy 

Zajęcia które mieliśmy :

  • logopeda
  • terapia ręki
  • sensoplastyka
  • zajęcia w wodzie
  • terapia grupowa ruchowa
  • muzykoterapia
  • hipoterapia
  • psychoterapia
  • zajęcia w sali doświadczania świata
  • zajęcia z fizjoterapeutą
  • integracja sensoryczna
  • plus mnóstwo animacji podczas czasu wolnego, które też wiele nam dały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Komentarz do “Co nieco o turnusie rehabilitacyjnym”