Człowiek /wydmuszka. Tak się czuje. Wyprana z emocji totalnie.Co mi jest konkretnie będzie wiedział chyba tylko rodzic któremu „dane” było pukać od drzwi do drzwi żeby uzyskać pomocy. Z jednej strony ekscytacja bo ktoś daje nadzieję – może być lepiej(hura) ale też wiadomo że nie musi. Z drugiej rezygnacja i frustracja bo z reguły okazuje się że nasze poprzednie działania nie miały sensu i wszystko robiliśmy źle i o Boże co ten czy tamta niepotrzebnie wam kazali robić no i w ogóle co ten czy tamten wymyślił… Po pierwsze – to strasznie nieprofesjonalne i nie fair zarówno zawodowo jak i w stosunku do rodzica który przeważnie działa po omacku próbując co akurat pomoże, sprawdzi się nie wiedząc nic o terapii itp. no bo z taką wiedzą się człowiek nie rodzi. Jestem już na tyle wyszczekana że walę prosto z mostu co myślę i sprowadzam takich delikwentów na ziemię. Różnie się to kończy… Nie zrozumiem tego nigdy, tego podkopywania siebie nawzajem burzenie całego świata rodzicom żeby dać im nadzieję bo on/ona dokona cudów. Tylko JA mam rację! Już się w miarę przyzwyczaiłam. Staram się podchodzić do tego na chłodno. Wiem też że nie każdy taki jest (na szczęście) ale rodzice, szczególnie na początku łykają wszystko jak pelikany. Wiem bo długo nim byłam niestety i stety, nie żałuję niczego co zrobiłam i w co weszłam, jednemu pomaga drugiemu nie ale spróbować było warto. Jestem bogatsza o doświadczenie . Przy okazji dzisiejszej wizyty, bo prawdopodobnie wejdziemy w nową terapię – odświeżyło się kilka wspomnień… I nie muszę wchodzić do zimnej wody żeby włos się zjeżył na głowie – wystarczy mi przypomnieć sobie te propozycje, często zwyczajne szarlataństwo w stylu kup magiczne tabletki, one WYLECZĄ twoje dziecko z autyzmu, hasła chwytające za serce typu – wyrwij dziecko z jego okropnego świata za pomocą okładania powiedzmy błotem itd. rodzice są w stanie zrobić wszystko. Często też uwierzyć w cuda. Mam szczęście że było wokół mnie sporo stoperów (głównym był po prostu brak gotówki). Jeżeli jesteś rodzicem który padł ofiarą tego typu zwyroli – nie zadręczaj się, robiłeś to co uznałeś za słuszne…
My dziś jak zwykle dostaliśmy i pstryczek w nos i nadzieję na lepsze. Chwytamy się tej nadziei. A czymś więcej podzielimy się jak będziemy w trakcie, gdy będziemy wiedzieli co i jak. Nie martwię się o nas, terapia ma super udokumentowane wyniki i znamy osobiście takich którym pomogła więc liczymy w duchu że nam też się przysłuży. Po prostu wspomnienia odżyły jakoś mocniej więc zdecydowałam się z wami tym podzielić… Dobrej nocy