Zdecydowanie tak nazwałabym styl w jakim urządzone jest nasze mieszkanie od kilku lat. Żaden vintage, skandynawski industrialny czy tym podobne. Pewnie szybko się to nie zmieni ale jakoś nad tym nie ubolewam. Jestem swojego rodzaju gadżeciarą. Zbieram wszystko i to z jakimś chorym zapałem i fascynacją – a konkretnie wszystko co może posłużyć w terapii i w jakiś sposób wspomóc funkcjonowanie Marcinka. W sklepie gospodarczym czy typu 1001 drobiazgów czuje się jak łowca skarbów, istny Indiana Jones czy inny odkrywca. No i jak widać na zdjęciach zdobyłam tego trochę pokazuje i tak tylko te sprawdzone, które nam służą lub te które akurat nie są zepsute 😛 Nie wszystko to sprzęt certyfikowany, taki jaki mają u siebie przeważnie terapeuci czy specjaliści w gabinetach chociaż widzę że coraz częściej również spotykam się u nich z zabawkami z działu „dla zwierząt” i nie mam nic przeciwko są fajne, wydają nieraz mega odgłosy i są średnio połowę tańsze od tych super ekstra certyfikowanych. Nie mówię że któreś są lepsze a któreś gorsze ale powiem to jak Zygmunt Chajzer : jak nie widać różnicy to po co przepłacać?
Zacznijmy od rzeczy najprostszych. Ta krowa służyła nam wielokrotnie i do różnych celów. Miała być zabawką dla psa ale jakoś została z nami – jest regularnie karmiona różnymi kulkami, ziarnami czy trawą na spacerze (czyli ćwiczenia motoryki małej wychodzą perfekt) i dodatkowo wydaje mega odgłosy (tak mega, dla nas jako rodziców to mega fun szczególnie po jakiejś imprezie, najlepiej rano i koło 5). Marcin gdy chce odciąć się od krzyku siostry czy od jej płaczu albo od czegoś co aktualnie słyszy na dworze czy w radiu wciska krowę i to pozwala mu się skupić tylko na tym super dźwięku i gniew czy inne zachowanie trudne jakoś odpływa, jest dla niego do przeżycia. Dziadek do orzechów też skutecznie zajmuje ręce – taki klasyczny najprostszy. Wszystkie rzeczy do miziania w tym pędzle kosmetyczne czy miotełki do kurzu, Marcin wielokrotnie podnosi bluzkę i się kizia na zmianę z turlaniem po kolcach o których mowa później. Te dwa krążki to takie super gąbki – niby silikonowe gąbki do mycia naczyń. Niby bo nie wiem czy się sprawdzają w garach ale w masażu na pewno. Marcinowi najbardziej sprawdzają się w masowaniu twarzy.
Było mizianie teraz coś nieco ostrzejszego 🙂 Różowa kostka też z działu dla zwierząt która nie dość że jest mega twarda to jeszcze w dodatku ma w środku dzwonki. Wiec tez super. Dalej mamy zestaw rodem z działu kosmetycznego czyli wszystko do masażu antycellulitowego (mama udaje że używa a jest jak jest) które też świetnie nadają się do masażu. Takie coś do ściskania co ćwiczy uścisk dłoni.. Nie pamiętam jak się to fachowo nazywa albo czy w ogóle jest na to jakaś nazwa? W każdym razie przez ściskanie tego jedną ręką, skupia się na tej czynności i złość często ulatuje. Mnie w sumie też. No i ten słynny wałek 😀 To wałek który docelowo powinien służyć w kuchni. Był czas ze Marcin nosił go w plecaku z którym się nie rozstawał i potrafi poprosić o masaż nim nawet w autobusie…na spacerze… u lekarza… Nie muszę chyba pisać jakie reakcje i jak wielkie oczy potrafili robić ludzie gdy jeździłam mu po plecach czy rękach czy nogach takim wałkiem 🙂 ale ten kto mnie zna ten wie jak podchodzę do sprawy. Chętnie odpowiem po co to robię i dlaczego, ale kąśliwymi uwagami nauczyłam się nie przejmować i nawet już nie słyszę jak ktoś 435 razy przewraca oczami. O ile daje ci to ulgę i przyjemność, nie robisz tym samym nikomu krzywdy – rób co ci służy- tak jak i my! Marcin potrzebuje docisku i właśnie tego typu stymulacji. Łatwiej jest nam zabrać taki wałek niż np. kamizelkę obciążeniową. A to, że potrafi wyjąć wałek z plecaka i pokazać że chce masaż dla mnie też zaleta bo to forma komunikacji i jakiegoś dialogu.
Niby zwykły worek. Do kupienia tez oczywiście na stronach internetowych, z certyfikatem i pod wiek i olaboga 🙂 Korzystając z tego że mamy babcie która zajmuje się zawodowo szyciem postanowiliśmy ją wykorzystać. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz (dziękujemy ) Fachowo nazywa się to po prostu – worek do zabaw ruchowych. Daje możliwość stymulacji czucia głębokiego poprzez rozciąganie i rozpychanie się we wszystkie strony, poczucie bezpieczeństwa, pobudza do pracy mięśnie i stawy – krótko nam służy głównie do ujścia gorszych emocji, rozładowania napięcia. Zarówno jak jest sam lub tak jak tu na zdjęciu u mnie na kolanach. Kalinie służy do udawana dinozaura 😀 Kupiłam kawałek elastycznej lycry, gumy krawieckiej i kawałek rzepu (gdyby chciał się w tym worku zamknąć). Szczerze mówiąc, po obliczeniu kosztów materiałów my wyszliśmy na plus. Ale nie płaciliśmy za usługę szycia (dzięki Mamo). Nie wiem jakiej jakości lycra jest w tych workach ze sklepów ale powiem szczerze nie wiem czy z robocizną nie wyszło by na porównywalnie z ceną w tym wypadku .
Podstawa. Tzw. klasyka gatunku. Każdy chyba kojarzy woreczki sensoryczne czyli woreczki z ukrytymi różnościami w środku. Je też szyła nam babcia. Co może być w takich woreczkach?
- Wszelkiego rodzaju suche ziarna typu – ryż, groch, fasola, kasza,
- szklane kulki
- śrubki
- różnego rodzaju makaron
- kamienie
- pióra
- wata
I w sumie nic nas nie ogranicza. Byleby nie była to rzecz która może się zepsuć, to chyba wiadomo. Można wykorzystać na różne sposoby – typowo w celu różnych doznań sensorycznych, można robić po dwa z takim samym materiałem i stworzyć memory – prosić żeby dziecko szukało dwóch takich samych. Ćwiczyć rzucanie – my rzucamy nimi do miski i już myślę niedługo będziemy robić „zawody” typu kto wrzuci więcej do swojej miski z jakiejś tam odległości . Można prosić żeby dziecko chwytało woreczek w stopy i przenosili z miejsca w miejsce czy np. ćwiczenia chodu z woreczkiem na głowie np. po linii prostej czy zygzaku, tak aby woreczek nie spadł – myślę że jak cofniecie się wstecz do zajęć z wychowania fizycznego to sporo sobie przypomnicie albo najdzie was wiele innych pomysłów. Genialne w swej prostocie i daje mnóstwo możliwości.
I to chyba by było na tyle w tym poście, resztą tą bardziej certyfikowaną pochwalimy się w następnym poście, obiecuję ze zbiorę się w ciągu paru dni tym razem. Nie nakłaniam was do tego żebyście to wszystko mieli u siebie w domach. My się chwalimy tym co nam służy. Chce tez tylko nadmienić, że nie tylko dzieci z autyzmem mają problemy z integracją sensoryczną. Czasami nawet nie wiemy ze dziecko ma jakiś problem i od razu zastrzegam że ja nie jestem diagnostą i ciężko będzie mi coś podpowiedzieć wiec nawet jeżeli będziecie pisać, to będę odsyłała do gabinetów integracji sensorycznej albo terapeutów. Ja dopiero wchodzę w temat i znam przypadek tylko i wyłącznie swojego syna. Wiem tylko że wszystkie dzieci, żeby mieć stworzone warunki do prawidłowego rozwoju powinny być wystawiane na rożne bodźce. Często im ich brakuje i cierpią z tego powodu – jedne mniej drugie bardziej. Bardzo ważne jest starać się próbować rozumieć sygnały sensoryczne dziecka, obserwować je, reagować. Większość dzieci jeśli chodzi o stymulacje to najczęściej są prze stymulowane dźwiękiem i obrazem (TV, smartfon itp.). Dzieci nie mając pewnych doświadczeń, nie mając możliwości np. dotknąć określonych struktur i mając tylko i wyłącznie gładkie, plastikowe zabawki – nie maja się później możliwości do czegoś odnieść i odwołać w życiu. Często terapia si pomaga dzieciom w osiągnięciu kroków milowych jeżeli są problemy z ich osiągnięciem albo są osiągnięte ale nie w pełni, ale szczerze powiem to dla mnie wyższa szkoła jazdy, zmysły są fascynujące i niesamowite ale też strasznie skomplikowane, dlatego w razie wątpliwości zawsze Was odsyłam. Ja swoje, ale co specjalista to specjalista i zdania nie zmienię .