Dlaczego nas tak mało tutaj? Bo dopadło nas. Nie wirus, nie bakteria a niecodzienność. Zazwyczaj pisałam gdy Kalina miała drzemkę lub w nocy no a teraz albo zajmuje się w tym czasie Marcinkiem albo zwyczajnie padam na twarz .Ciężko się wszystkim przeorganizować ale może nie wielu rozumieć dlaczego jestem aż tak zła albo i gorzej… Wiem że to wszystko w słusznej sprawie i w zasadzie żalu nie mogę mieć do nikogo (a może to dlatego dodatkowo mnie to tak irytuje?). Tak jak wszyscy tęsknię za kinem barem normalnym spacerem itd. Mnie jest ciężko się przestawić, a co dopiero dziecku dla którego rytuały stanowią często podstawę funkcjonowania. Nigdy nie siedziałam z dziećmi w domu, zabierałam ich wszędzie, Marcinka również tym bardziej że chłopak nie przejmuje się nowościami, chyba w zasadzie niczego się nie boi. Kocha zakupy, muzykę koncerty, festyny… No i terapię… Co wieczór zawsze przed snem siadałam z nim i mówiłam, co będziemy robić dnia następnego, gdzie pójdziemy, z kim się spotka, na jaką terapię pójdzie albo jaki zrobimy obiad w między czasie albo placek etc. I on wstawał rano i często mi recytował co będzie robił tego dnia. A co teraz? No ciężko zaplanować cokolwiek. Ciężko wymyślić jakaś satysfakcjonującą nagrodę jak dla niego największa motywacja było wyjście do sklepu typu RTV. Staram się tłumaczyć ale nie wiele to daje. Moja wściekłość nie wiąże się tylko z tym że w sumie straciłam poczucie bezpieczeństwa i zdezorganizowano moją rzeczywistość. Jestem wściekła bo widzę jak moje dziecko się uwstecznia. Wraca do starych fiksacji bo one dają mu poczucie bezpieczeństwa. Ucieka od nas. Ja staram się to wywarzać bo nie mogę pozwolić żeby cały dzień zamykał się w swoim świecie… Ciężko znaleźć złoty środek i zdecydować kiedy przerwać np obserwowanie pralki albo miksowanie kręcenie miską itp… Nie da się tego robić delikatnie bo nie chce zająć się niczym innym. Często wieczorem jest już tak zirytowany ze wchodzi w worek ćwiczebny albo poszfę lub zawija się w koc i albo krzyczy w niebo głosy albo po cichu płacze… łzy jak grochy. Ostatnio aż był spuchnięty na buzi od tego płaczu. Łamie mi to serce. To co jego dotyka to nie jest zwykła nuda. To coś głębszego. Mały człowiek przeżywa załamanie za załamaniem tak to dla mnie wygląda. Staram się poświęcać im każda wolną chwilę gdy tylko mogę, zabawa z Kalina oczywiście go nie interesuje a w 1 na 1 też jest coraz gorzej .Próbowałam z nimi ćwiczyć nawet najprostsze rzeczy, te które już doskonale umie i nic. Poza tym jestem jednym z tych mówiących że jestem tylko rodzicem.. Moja rola jako terapeuty własnego dziecka może i jest ogromna (wierze w to bardzo) ale ktoś musi mnie i moje dziecko w tej terapii prowadzić. Przez internet idzie nam to co najmniej słabo. Próbowałam nawet w samochodzie, traktorze na dworze serio staram się być mega elastyczna na miarę sytuacji. I od razu sprostuje – nie nie jestem samotną matką. Mój mąż pracuje, często na bardzo różne zmiany. I prawda jest taka że jak wraca do domu to robię te rzeczy których nie mogę zrobić przy nich albo jest mniej wygodnie przy ich pomocy – nie pomocy czyli myślę że standard – sprzątanie, gotowanie itp a jak zostanie czasu to dodatkowo się bawimy. Terapia terapią a życie życiem…. Dostaje fajne pomysły, strony od terapeutów i z przedszkola i od tych prywatnych. Próbuje. No i powiem szczerze dobrze że Kalinka chociaż wszystkim tak jawnie nie gardzi… Staram się nie wprowadzać nic nowego bo niestety nie wierzę w to że po świętach wszystko wróci do normy. Pozostaje mi mieć nadzieję że wejdzie w nowy rytm i zechce znów ze mną pracować, stanie się cud i zacznie traktować mnie trochę jak te swoje wszystkie kochane terapeutki których imiona coraz częściej wylicza… Tak ja też za wami tęsknię! Pozdrawiam was wszystkich, nie zwariujmy w tym trudnym dla wszystkich czasie…
Dobrze że udaje sie jeszcze gdzieś uciec…
Komentarz do “Mało nas”
Przetrwamy…musimy i damy radę.
Tyle Ci mogę tutaj powiedzieć bo co innego… też widzę co się dzieje z Marcinem ale mamy związane ręce. Glupi wirusie uciekaj…. odejdź