Nie różowo

Chwilo trwaj…

Zbierałam się do tego tekstu z 15 razy .Co najmniej. Chciałam się skupić na pozytywnych aspektach życia z moim ananasem ale przede wszystkim obiecałam sobie ze będę pisała tu prawdę. Może nie całą bo nie zawsze będę miała odwagę się całkowicie obnażyć ale na tyle ile uznam za stosowne pozwolę zainteresowanym wejść do naszego życia. Buciorami. Od jakiegoś czasu straciliśmy dobry kontakt z Marcinkiem a z tego co zdążyłam  się wywiedzieć to klucz w budowaniu zdrowych relacji społecznych. Zawsze lubił się do mnie przytulać, czasami nawet patrzył mi w oczy mówił „kotam cie”…nie przeszkadzała mu moja bliskość a wręcz jej łaknął. Chciał przebywać ze mną sam na sam. Od jakiego czasu zaczął być wobec mnie agresywny. Na początku nie było dramatu chociaż każdy przejaw agresji wobec siebie i innych nie zasługuje na bagatelizowanie to jakoś starałam sobie tłumaczyć :a dziś miął ciężki dzień, może jest przeładowany ,jutro trochę odpuścimy ,dam mu mikser czy inne buczadlo na odreagowanie  i będzie lepiej itp. Zaczęłam odpuszczać pewne aktywności i  wymagać mniej czasem nawet bardziej matkować niż zwykle,lub w drugą stronę odcięłam się na pól dnia ale to tez nie było dobre rozwiązanie . Na niewiele się to zdało. Póki co agresja przybrała na sile..Co dzień ciężej. Cenie sobie prace z nim ,uważam ze dużo dzięki niej  osiągnęliśmy ale teraz zwyczajnie boje się z nim pracować.I nie dlatego ze obawiam się ze zrobi mi krzywdę,ale tego ze jako matka nie wytrzymam tych złych emocji i tego odrzucenia. Że albo się rozbeczę i będzie po o zajęciach albo ryknę krzyknę i tez już po wszystkim. Marcin szybko podłapuje i myślę ze to tez by załapał i chciał by każda aktywność która mu nie pasuje w ten sposób zakończyć  a to by było kompletna katastrofą.  Jestem tylko człowiekiem. Wypracował we mnie ogromne pokłady cierpliwości ale nadal jestem tylko matką,  której nagle coś zabrano. Łatwiej jest pracować terapeucie z podopiecznym ale nie swoim dzieckiem bo nie grają z nim jego własne emocje…Może podejść do sprawy na chłodno. Ja sobie tego w tym momencie nie wyobrażam jestem miękka. Pomijając prace odpycha mnie od siebie w rożnych momentach- od poranku gdzie zwyczajnie uznaje ze leże za blisko, przy śniadaniu siedząc dwa krzesła dalej potrafi nagle oderwać się od jedzenia  żeby przyjść uszczypać lub uderzyć nie mówiąc już o tych atakach gdy jednak okazuje się że jest zazdrosny o Kalinkę…Nie da się nawet pocieszyć gdy płacze..ostatnio  przy wycieraniu ręcznikiem dostałam z główki w nos…skończyło się krwotokiem z nosa i jego śmiechem.Histerycznym śmiechem, który długo będzie dzwonił mi w uszach… To dla mnie jako matki traumatyczne przeżycie,już to przepracowałam ze sobą i chyba tylko dla tego mogę o tym jakoś napisać.Nasza jedyną forma kontaktu,zdrowego i spontanicznego  kontaktu fizycznego jest taniec. Waży już trochę ale nie wiem czy powiem stop ,po coś na ta siłownie się chodzi :)Musze zmienić podejście, plany idą w odstawkę, metoda krakowska tez. Biorę się na poważnie za temat-Metoda Ruchu rozwijającego Weroniki Sherbone. Może to okaże się kluczem w odbudowaniu naszych relacji.Musze czegoś próbować,nie jestem z tych czekających na cud…Już nie.Szkolenia nie mam na razie bazuje na  jednej  książce i liczę na pomoc od fizjoterapeutki z przedszkola. Nie spodziewałam się nigdy -nie wiem czy można to nazwać regresem -ale nie sadziłam ze w strefie emocjonalnej pójdzie to w ta stronę…Ciągle pytam co zrobiłam źle,przecież człowiek się stara… Ale tu chyba nikt nie znajdzie dobrej odpowiedzi bo ciężko stwierdzić  co się kryje w tej malej,błękitnej główce. …Oby szybko wszystko wróciło do normy. Bo osiwieje.Dobrze ze blond na głowie ,później wyjdzie na jaw ale jednak…Zwariuje 

pocieszam się przy tej piosence…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 komentarze “Nie różowo”